
GKS Katowice - Lech Poznań
Niezwykle emocjonujące spotkanie GKS Katowice – Lech Poznań zakończyło się skromnym zwycięstwem gości 1:0. Jedyną bramkę w meczu, który został na długo przerwany przez zadymienie, zdobył Bryan Fiabema. Gospodarze w drugiej połowie zdominowali jednak mistrzów Polski, obijali poprzeczkę i byli o krok od wyrównania, ale ostatecznie musieli uznać wyższość rywali w meczu pełnym dramaturgii.
GKS Katowice – Lech Poznań: Gol w cieniu pirotechniki
Pierwsza połowa była bardzo szarpana, głównie za sprawą przerwy w grze, która rozpoczęła się w 19. minucie z powodu zadymienia stadionu po odpaleniu rac przez kibiców gospodarzy. Po wznowieniu gry to Lech zdołał zadać decydujący cios. W 45. minucie Bryan Fiabema otrzymał podanie przed polem karnym i precyzyjnym, mocnym strzałem po ziemi pokonał Rafała Strączka. Sędzia doliczył aż dwanaście minut, ale wynik do przerwy nie uległ już zmianie.
Szturm GKS-u i heroiczna obrona Lecha
Po zmianie stron GKS Katowice rzucił się do szaleńczych ataków, a Lech miał ogromne szczęście, że nie stracił bramki. Najpierw w 58. minucie po strzale głową Borjy Galana piłka trafiła w poprzeczkę. Ten sam zawodnik był bliski szczęścia w 76. minucie, ale jego strzał genialnie obronił Bartosz Mrozek. Kilka minut później Hiszpan ponownie uderzał głową, lecz tym razem piłkę z linii bramkowej wybił Joel Pereira. Gospodarze zasłużyli na wyrównanie, ale brakowało im szczęścia i precyzji.
Niewiarygodne pudło na koniec
Choć to GKS dominował, Lech w końcówce mógł i powinien zamknąć mecz. W doliczonym czasie gry Timothy Ouma znalazł się w sytuacji sam na sam z pustą bramką, mając przed sobą tylko wracającego obrońcę. Zawodnik Lecha w niewytłumaczalny sposób trafił jednak w nogi Arkadiusza Jędrycha. Ostatecznie mecz GKS Katowice – Lech Poznań zakończył się wynikiem 0:1, który jest dla gospodarzy niezwykle bolesny, a dla „Kolejorza” stanowi szczęśliwie wywalczone trzy punkty.