
LCFC lift the Premier League Trophy / Peter Woodentop
W świecie futbolu, zdominowanym przez finansowe giganty i żelazną logikę przewidywalności, zdarzają się historie, które przeczą wszelkim prawom. Żadna z nich nie może się jednak równać z tym, jak nieprawdopodobne mistrzostwo Leicester w sezonie 2015/2016 na zawsze zmieniło postrzeganie tego, co w sporcie jest w ogóle możliwe. To dogłębna analiza triumfu tak sensacyjnego, że do dziś wydaje się być snem – opowieść o drużynie skazanej na porażkę, o trenerze z odzysku i o grupie piłkarzy z odrzutu, którzy wspólnie dokonali niemożliwego. To historia, która pokazuje, że droga do sukcesu, jakim było to mistrzostwo Leicester, nie zawsze jest usłana różami.
Akt I: Fundamenty cudu – skandal, ucieczka i niechciany trener
Każda bajka potrzebuje mrocznego początku, a ta zaczęła się w najgorszy możliwy sposób. W maju 2015 roku, Leicester cudem uratowało się przed spadkiem, wygrywając siedem z ostatnich dziewięciu meczów w akcie desperackiej woli przetrwania. Euforia „Wielkiej Ucieczki” nie trwała jednak długo. Podczas posezonowego tournée w Tajlandii, kraju właścicieli klubu, trzech młodych piłkarzy – w tym syn ówczesnego menedżera, Nigela Pearsona – wzięło udział w rasistowskiej orgii, którą nagrali i udostępnili znajomym. Skandal, który wybuchł po wycieku nagrań do prasy, okrył klub globalną hańbą. Piłkarze zostali zwolnieni, a wkrótce po nich, w wyniku wewnętrznych tarć, posadę stracił również sam Pearson. Wydawało się, że to gwóźdź do trumny i nikt nie mógł przypuszczać, że ten chaos paradoksalnie umożliwił późniejsze mistrzostwo Leicester.
Następcą Pearsona został 63-letni Claudio Ranieri. Wybór ten przyjęto z politowaniem i drwiną. Włoch był świeżo po kompromitującej kadencji z reprezentacją Grecji, z którą przegrał z amatorami z Wysp Owczych. Jego powrót do Anglii po 11 latach uznano za żart. Gary Lineker, legenda angielskiej piłki, nazwał to „niezainspirowanym” wyborem. A jednak to właśnie ten łagodny, wiecznie uśmiechnięty „Dintjer”, jak go nazywano, miał okazać się idealnym człowiekiem na idealnym miejscu. To on był architektem, który miał poprowadzić klub do historycznego sukcesu, jakim było mistrzostwo Leicester.
Akt II: Pizza, zaufanie i budowa drużyny z odrzutków
Ranieri, świadomy sceptycyzmu, od początku postawił na niekonwencjonalne metody. Zamiast obciążać piłkarzy skomplikowaną taktyką, dał im zaufanie i swobodę. „Ufam wam. Będę mówił o taktyce bardzo mało, dopóki będziecie dawać z siebie wszystko” – obiecał. Jego głównym zmartwieniem była dziurawa defensywa. Aby zmotywować zespół do zachowania czystego konta, Włoch złożył obietnicę, która przeszła do historii. „Chłopaki, jak w końcu zagracie na zero z tyłu, stawiam wam pizzę” – zadeklarował. Udało się to 24 października w meczu z Crystal Palace (1:0). Ranieri słowa dotrzymał, ale z pewnym haczykiem. „Musicie zapracować na swoją pizzę” – powiedział, po czym cały zespół wylądował w kuchni pizzerii, wyrabiając własne ciasto. Ten gest, pozornie błahy, zbudował niezwykłą więź. To był dowód, że mistrzostwo Leicester rodziło się w atmosferze dalekiej od korporacyjnego reżimu.
Drużyna, którą zastał, była zbieraniną piłkarskich wyrzutków. Kasper Schmeichel przez lata próbował wyjść z cienia wielkiego ojca. Kapitan Wes Morgan i Robert Huth byli weteranami, uznanymi za zbyt wolnych. Danny Drinkwater został oddany bez żalu przez Manchester United, a Marc Albrighton przez Aston Villę. Riyad Mahrez kosztował zaledwie 500 tysięcy funtów, a Jamie Vardy jeszcze kilka lat wcześniej pracował w fabryce. Klejnotem w koronie okazał się jednak N’Golo Kanté, sprowadzony za nieco ponad 5 milionów funtów z francuskiego Caen. Nikt nie wiedział, że do ligi wkracza cichy pomocnik, który wkrótce zdefiniuje na nowo swoją pozycję. Nikt nie przypuszczał, że to właśnie ci gracze wywalczą mistrzostwo Leicester.
Akt III: Taktyczna prostota, która upokorzyła bogaczy
Ranieri zrozumiał, że siłą tej drużyny nie jest finezja, a serce, dyscyplina i zabójcza szybkość. Zbudował zespół wokół prostego, niemodnego ustawienia 4-4-2. Leicester świadomie oddawało piłkę rywalom, notując jedne z najniższych wskaźników posiadania w lidze. Czekali, bronili w zwartym bloku, a po przechwycie następował kontratak. Piłka od Kanté do Drinkwatera, długa laga w kierunku Vardy’ego i bezlitosne wykończenie. Ta prosta taktyka była fundamentem, na którym zbudowano mistrzostwo Leicester. Była tak skuteczna, że najwięksi menedżerowie w lidze przez długie miesiące nie potrafili znaleźć na nią antidotum, padając ofiarą własnej pychy.
Jesienią Vardy pobił legendarny rekord Ruuda van Nistelrooya, strzelając bramkę w 11 kolejnych meczach Premier League. Mimo to, Leicester wciąż traktowano jako ciekawostkę, która za chwilę opadnie z sił. Przełom nastąpił w lutym. Dwa mecze, które miały być końcem marzeń, okazały się ich potwierdzeniem. Najpierw pokonali u siebie Liverpool 2:0, a kilka dni później rozbili na wyjeździe Manchester City 3:1. To po tym spotkaniu cała Anglia zrozumiała, że to nie są już żarty. O mistrzostwo Leicester zaczęto mówić na poważnie, a niemożliwe stawało się prawdopodobne.
Akt IV: Cienie, kontrowersje i król z parkingu
Wielka historia nie byłaby kompletna bez kontrowersji, które rzucały na nią cień. Poza skandalami obyczajowymi, w kwietniu pojawiły się znacznie poważniejsze zarzuty. Dziennikarze „The Guardian” ujawnili, że Football League bada, czy klub nie oszukał finansowego fair play w sezonie, w którym awansował do elity. Pojawiły się również oskarżenia o doping, które kluby stanowczo zdementowały. Te historie nie zyskały jednak rozgłosu. Bajka była zbyt piękna, by ją psuć. Do tego doszedł wątek niemal mistyczny. Niesamowita passa Leicester rozpoczęła się niemal dokładnie w momencie, gdy w marcu 2015 roku z parkingu w mieście ekshumowano szczątki króla Ryszarda III. Zbieg okoliczności? Być może, ale ta historia dodała całemu sezonowi aury przeznaczenia, jakby nad miastem czuwała jakaś siła, pchając je po mistrzostwo Leicester.
Akt V: „Bitwa o Stamford Bridge” i spełnienie marzeń
Gdy rywale nauczyli się bronić przed kontrami, droga do mistrzostwa Leicester weszła w decydującą fazę. Ranieri znów dostosował taktykę. „Lisy” zaczęły grać jak wytrawny mistrz, wygrywając serię meczów wynikiem 1:0. To była demonstracja żelaznej defensywy i mentalności zwycięzców. Rywalem w walce o tytuł pozostał Tottenham. Presja rosła, ale to „Koguty” ostatecznie jej nie wytrzymały.
Koronacja nastąpiła 2 maja 2016 roku, w dniu, w którym piłkarze Leicester nawet nie grali. Tottenham, by pozostać w grze, musiał wygrać na wyjeździe z Chelsea. Do przerwy prowadził 2:0. Cały zespół „Lisów” zebrał się w domu Jamiego Vardy’ego, by wspólnie oglądać mecz. W drugiej połowie Chelsea dokonała cudu, odrabiając straty w meczu, który przeszedł do historii jako „Bitwa o Stamford Bridge”. Gol Edena Hazarda na 2:2 pogrążył Tottenham i wywołał eksplozję euforii w domu Vardy’ego. Historyczne mistrzostwo Leicester stało się faktem.
To było coś więcej niż tylko sukces sportowy. To mistrzostwo Leicester było dowodem na to, że w futbolu wciąż jest miejsce na marzenia. Że jedność, charakter i wiara mogą pokonać pieniądze. Że odrzutki mogą stać się królami. Ta historia, choć od jej napisania minęło już kilka lat, pozostaje najpiękniejszą i najbardziej inspirującą bajką, jaką kiedykolwiek opowiedział nam futbol. To nieprawdopodobne mistrzostwo Leicester udowodniło, że w sporcie niemożliwe nie istnieje.
SPRAWDŹ TAKŻE:
- Narodziny gwiazdy! Kim jest Rio Ngumoha, 16-letni bohater Liverpoolu?
- Historyczny triumf! Cztery polskie drużyny w Europie i gigantyczna szansa w rankingu UEFA!
- Kim jest człowiek, który chce kupić Śląsk? Mariusz Iwański przerywa milczenie!
- Kulisy rewolucji w Widzewie. Mindaugas Nikolicius szczerze o transferach, błędach i wielkiej wizji